niedziela, 8 lutego 2015

Pożegnanie ze smokiem

Pożegnanie ze smoczkiem to nie jest prosta sprawa, a przynajmniej tak może się wydawać. Słyszałam o przypadkach, że dziecko samo rezygnuje ze swojego uspokajacza, ale osobiście tego nie doświadczyłam. Są też dzieci, które w ogóle go nie potrzebują - ja byłam takim dzieckiem :)
W kilku artykułach znalazłam informacje na temat potrzeby ssania. Piszą różnie, ale powtarza się fakt, że dziecko rodzi się z silną potrzebą ssania i żeby nie "wisiało przy cycu" 24 h na dobę można spokojnie zacząć mu podawać smoczek. Co do granicy kiedy potrzeba ssania słabnie są różne teorie, ale mniej więcej przed 6 miesiącem życia dziecka, więc można by teoretycznie odstawić dziecko po skończeniu szóstego miesiąca. Dlaczego ja tego nie wiedziałam wcześniej? :) I czy jeśli bym wiedziała, to czy odstawiłabym wtedy smoczek?

Nie mam pojęcia. Na piersi była pół roku i z odstawieniem nie było problemu. To chyba dobry okres też dla smoczka. Ale ze smoczkiem jest bardzo wygodnie, dziecko szybciej zasypia, samo się uspokaja, nie marudzi na spacerze - plusów jest wiele. Ale są też minusy, głównie mówi się o pokrzywionym zgryzie. Do mnie jakoś to nie przemówiło, tak bardzo baliśmy się zabrać Julii smoczek, że tłumaczyliśmy sobie, że nawet jeśli ma krzywe ząbki to nie znaczy, że stałe muszą być takie same, a jeśli będą, to przecież można założyć aparat ortodontyczny. A do tego nie jest powiedziane, że jeśli smoka by nie miała to ząbki miałaby proste. Ja smoka nie ssałam, a aparat nosiłam. I tak sobie to tłumaczyliśmy, bo baliśmy się samego faktu odstawienia. Najbardziej przekonywało mnie natomiast to, że była dużą dziewczynką, i ten smoczek jej po prostu nie pasował, ostatnimi czasy na spacerach nawet było mi wstyd trochę.



Przez ostatni okres mieliśmy dwie sztuki, które Julka "męczyła". Nie oszczędzała ich i zaczęły pękać z boków. Powinnam jej je wymienić bo to nawet nie było zbyt higieniczne, ale pomyślałam, że to może być dobra okazja żeby się z nimi rozstać. Gdyby miała je jeszcze tylko do spania, nie było by problemu, ale przez ostatnie chwile potrzebowała go cały czas. Nawet zapominała, że ma go w buzi. Wtedy gdy jej wyciągałam była awantura. Udało mi się jej przez jakiś czas zabierać na dzień i dawać tylko do zasypiania, ale było to okupione nieraz płaczem, a innym razem histerią. Aż w końcu napatoczył się nam pobyt w szpitalu, gdzie smok był niezbędny, wiadomo kroplówki, wenflony, inhalacje, prześwietlenia... smok pomagał przez to przejść. A potem musiałam pozostawić ją pod opieką taty i babci i Julka nie rozstawała się ze smoczkiem. Teściowa tłumaczyła to tez tym, że musi sobie jakoś radzić jak mnie nie ma. I oto jak wróciłam, smok był 24h na dobę. Było spokojnie, i jeśli dziecko dostało tablet, kocyk i smok mogło siedzieć ponad godzinę. Ale to nie było dla niej dobre... Nie chciałam znowu walczyć z histerią zwłaszcza, że było przede mną jeszcze kolejne rozstanie z Julką.

Aż 17 grudnia - stało się. Julka siedząc w swoim krzesełku do karmienia, zepsuła swojego "koka". Urwała się silikonowa końcówka. Spojrzeliśmy z mężem na siebie i konsternacja. Co zrobić? Jak zareaguje? Czy dać jej drugiego? Czy będzie płakać?


Julcia podeszła do sprawy bardzo rozważnie i dorośle, "kok ti kok, o nieeee" - zepsuty smok. Nie płakała. Postanowiliśmy z mężem nie dawać tego drugiego zwłaszcza, że na szczęście nie pamiętała że jest, i trzymać się wersji, że smok jest zepsuty i nie da się go naprawić. Na szczęście nie wpadła na pomysł, że można kupić nowy :) Teraz jak mówię, że czegoś nie ma to od razu jest "tatuś kupi". Trochę było mi ciężko, bo chodziła z nim ode mnie do męża i prosiła żebyśmy go naprawili, ale nie płakała. Tylko miała taką smutna minkę :( Zostawiliśmy go takiego zepsutego, po to żeby jeśli zapomni co się stało to jej go pokazać. Pytała kilka razy tego dnia, bałam się nocy... Ale usnęła, bez histerii, bez płaczu. Ma jeszcze kocyk z którym się nie rozstaje więc to pomogło. Pytała przed zaśnięciem, mówiliśmy że jest zepsuty i rozumiała o co chodzi. Potem jeszcze pytała przez jakieś 3 dni, drugiego dnia było ciężko bo mieliśmy szczepienie, ale pomógł kocyk i kinder jajo. Trochę był jeszcze problem jak zobaczyła dziewczynkę ze smokiem, ale szybko odwróciłam jej uwagę. Przez kilka dni była trochę bardziej nerwowa, ale potem się wszystko ustabilizowało.

Z rozmów z koleżankami wiem, że takie rozstania wymagają wybrania dobrego momentu i z reguły nie są takie straszne. Można np celowo naciąć smoka żeby pomóc mu się zepsuć, albo tak jak jedna moja koleżanka po prostu uciąć. Chociaż ja bałam się tego zrobić :) Czasem dziecko poproszone o wyrzucenie smoczka do kosza czy oddanie komuś spełni tą prośbę bez problemu. Julka kaczuszkom oddać nie chciała i do kosza wyrzucić też nie, wyrzuciła dopiero po kilku dniach ten zepsuty. Można też go schować i nie dawać albo niechcący zgubić, albo zgubić przez przypadek :) Pomysłów jest wiele, ale ważne żeby nie odcisnęło to na psychice dziecka wielkiego śladu. Trzeba wyczekać dobry moment, albo może pożegnać się z nim dużo wcześniej.

Jak jest teraz? Nie pyta, nie potrzebuje :) Jeszcze martwi mnie, jak zachowa się gdy będę musiała dać smoczek jej bratu... Ale może on nie będzie potrzebował, albo Julcia zrozumie, że tylko dzidziusie maja smoczki, a ona jest już dużą dziewczynką :)

1 komentarz:

  1. My właśnie jesteśmy na etapie oduczania synka korzystania ze smoka, ale nowe zębole wychodzą i lituję się niekiedy. Do snu obowiązkowo w dalszym ciągu musi być.

    OdpowiedzUsuń